sobota, 8 lutego 2014

Chapter 2


- Jak chcesz to zrobić?! Przecież ich już dawno tu nie ma, a ci z lasu na pewno uciekli! - krzyczała niebiesko-włosa. - Jeszcze nie wiem, ale jak na razie... Do póki ich nie złapię i nie zabiję, nie będę miała świętego spokoju. Z resztą, ty pewnie teraz w głębi duszy czujesz to samo... Nie pozwolę na to aby ci skurwysyni zrobili komuś taką krzywdę co nam! - odpowiedziała stanowczo Tanaka. Zdała sobie sprawę, że ich bliscy, przyjaciele i wszystko co dla nich ważne już nigdy nie wróci. Będą teraz musieli rozpocząć nowe, możliwe że lepsze, życie. Spojrzała na brązowowłosego. Wciąż siedział bezwładnie nad zwłokami matki. Ten widok sprawiał jej ogromny ból. Nie wiedziała jak może go pocieszyć. W którymś momencie podniósł głowę i popatrzył na niebieskooką. Jego oczy zdawały się mieć okropnie zimny i martwy wyraz. Były przepełnione bólem, cierpieniem, rozpaczą, a za razem nienawiścią. Dziewczynę przeraziło to spojrzenie. Czuła się jakby zaglądał w głąb jej duszy i próbował ją pożreć. Szybko odwróciła wzrok aby nie czuć dyskomfortu. Nagle nastolatki ogarnął ogromny szok. Chłopak jakby nigdy nic się nie stało, wstał. - Eh... Nie mogę się wiecznie użalać. Przecież chłopaki nie płaczą, mam rację? - rzekł i uśmiechnął się . Okami nie mogła uwierzyć w to, że tak szybko pozbierał się po śmierci ukochane osoby. Właśnie wtedy zauważyła, że ten ciemnooki nastolatek nadaje się idealnie na shinobi. Odwzajemniła ten uśmiech jednak zbyt długo nie wytrzymała i rzuciła się na chłopaka mocno go przytulając. Ten nie okazując najmniejszego zdziwienia odwzajemnił jej uścisk. Do tego przyłączyła się również Kanuro, która wciąż miała łzy w oczach. Cała trójka tuliła się do siebie jeszcze przez chwilę. Potrzebowali takiego odprężenia po tych wszystkich przejściach. - No to co teraz? - ponownie zapytała Ami. - Cóż... Chyba najlepiej będzie jeśli opuścimy to miejsce i zaczniemy całkiem nowy rozdział.- odpowiedział Iromi. - Tylko w jaki sposób? - wtrąciła szaro-włosa. - Heh... Oprócz tego, że miałem zostać przywódcą, zawsze chciałem pomagać biednym ludziom. Jak kiedyś byłem w Kiri to widziałem mnóstwo żebraków. Chciałbym to zmienić. Żeby żaden człowiek nie musiał żyć w ubóstwie. - rzekł Rankuzami. - Snujesz niezłe marzenia. W pewnym sensie to nie mamy nic do roboty oprócz ukatrupienia tych pojebańców z Akatsuki. - dopowiedziała zielonooka. - Wiec, zaczynamy nową przygodę? - A jakże. - Do dzieła. Chodźmy podbić świat! - krzyknęła triumfalnie Okami. Mimo tego, że zostali jedynymi ludźmi z Takigakure nie zbyt nad tym ubolewali. Wszyscy wiedzieli, że wieczne płakanie i użalanie się nie przywróci tego co zostało zniszczone. Wyskoczyli przez rozbite okno. Powoli przechodzili tlącymi się ulicami wioski. Ich domy, sklepy i restauracje były już tylko popiołem i gruzami. Teraz musieli zacząć nowe życie. W pewnym momencie Tanaka gwałtownie się zatrzymała. Wyglądała jakby się czemuś przysłuchiwała. - Okami? Coś się stało? - zapytał Lloyd. - Ciiiiiiicho! Nie słyszycie? …Tam ktoś woła! - Pozostali się zdziwili jednak po chwili równierz usłyszeli ciche wołanie o pomoc. Niebieskooka szybko ruszyła w miejsce skąd wydobywał się głos. Przystanęła przed walącą się chatą . Przykucnęła i zobaczyła przygniecione ciało kobiety. Aby zobaczyć coś więcej musiała się położyć. Obok matki siedziała przestraszona i zapłakana. Szaro-włosa od razu rozpoznała dziecko. - Hanami! Chodź tutaj! To ja! Okami – chan! - Okami Onee – chan! Mamusia się nie rusza! Co ja mam zrobić?! - krzyczała szatynka. - Hanami – chan... Twoja mama już nie... Ona poszła do nieba. Już się nie ruszy... Dlatego też musisz tutaj szybko przyjść! Proszę! Zaufaj mi! - Oka – san... Nie... Nie.... OKA – SAN! - wykrzyknęła przez płacz mała. - Hanami! Płacz tu nic nie pomoże! Musisz jak najszybciej z tam tąd wyjść! Bo inaczej ten budynek się na ciebie zawali! - Ale ja nie... Nie chcę zostawić mamusi... - Hanami – chan... Proszę... Chodź do mnie. - powtarzała Tanaka wyciągając rękę do dziewczynki Nie chciała znów oglądać sceny straty matki. W tym świecie człowiek musi godzić się ze wszystkim. Nawet ze śmiercią. Ale nie małe dziecko. Ono tego nie potrafi. Nagle na miejscu pojawili się towarzysze dziewczyny. Lloyd widząc tą scenę, na nic nie zważając, rzucił się w płomienie aby wydostać dziewczynkę. Zamaszystym ruchem wziął ją na ręce i już miał wybiegać gdy centralnie przed nimi spadła paląca się belka dachu. Szatynka zaczęła płakać ze strachu. Chłopak również nie był okazem spokoju. Okami tylko załapała się za głowę widząc jak głupi i lekkomyślny jest jej kolega. Gdy brązowowłosy podniósł głowę zobaczył, że kolejna belka powoli odrywa się od sufitu, Postawił dziewczynkę na ziemi i osłonił ją własnym ciałem. Oboje ze strachem oczekiwali momentu w, którym nadejdzie ich koniec. Część fundamentu zaczęła się do nich zbliżać uderzając o inne części domu. Rozżarzone odłamki spadały na plecy chłopaka, który syczał z bólu. Belka już spadała na uwięzionych. Kilka centymetrów nad nimi, przeszył i rozłupał ją w drobny mak, niebieski płomień. Jego źródłem było nie nic innego jak prawa dłoń Okami. Uwięzieni i niebiesko-włosa zdziwili się nie miłosiernie. Nigdy nie widzieli tak potężnej mocy. Patrzyli na towarzyszkę z niedowierzaniem. Iromi wraz z dzieckiem wybiegli z gruzów. - Jak ty to... - Nie wiem. - Jak to nie wiesz?! Przecież... - dopytywała się Kanuro. - No mówię ci, kurwa, że nie wiem! Pierwszy raz w życiu to zrobiłam! I powiem szczerze że to było... ZAJEBISTE! - NO RACZEJ! - wtrąciła zielonooka i przybiły z przyjaciółką piątkę. Rankuzami zaś nadal patrzył na dziewczyny i dziwił się co się przed chwilą stało. Jednak miał na głowie inną sprawę. Hanami ze stresu i przemęczenia zasnęła. Nie chciał obciążać niebieskookiej, a Ami nie chciała nieść dziecka i strasznie się upierała. Jemu pozostało to zaszczytne zadanie. - Eh... Baby... No cóż.. Miejmy nadzieję, że nie wszystko doszczętnie spłonęło. Nie mamy ani pieniędzy, ani namiotu, ani jedzenia. A chyba nie będziemy się komuś wpieprzać do domu. - Racja. Chodźmy czegoś poszukać. - wtrąciła Tanaka. Zaczęli poszukiwania od prowiantu. Niestety okazało się, że nic jadalnego nie pozostało. Znaleźli jednak źródło wody i mnóstwo bidonów. Po napełnieniu pojemników, w tym samym miejscu, znaleźli 2 duże namioty. Zapakowali to wszystko do wcześniej znalezionych plecaków. - Chyba mamy wszystko. Oprócz żarełka. Jestem taka głodna! - wtrąciła zażenowana Ami. - No nic nie poradzisz. Czyli możemy ruszać? - zapytał brązowooki. Dziewczęta tylko pokiwały pojednawczo i wyruszyli w stronę bramy. Gdy już opuścili teren wioski, Tanaka odwróciła się jeszcze aby ostatni raz zobaczyć dom. Była późna noc. Cała drużyna była wycieńczona. Postanowili rozbić namioty. W tym czasie Hanami się obudziła. Jednak nie trwało to długo. Napiła się wody i poszła spać do namiotu, który dzieliła z Rankuzami'm. Chłopak postanowił sprawdzić co u jego małej podopiecznej. Miał nadzieję, że już śpi. Mylił się. Dziecko leżało ze łzami w oczach wpatrując się w sufit namiotu. Nastolatek nie był pocieszony tym faktem, ponieważ wychodziło na to, że będzie musiał utulić ją do snu. - Widzę, że nie możemy zasnąć, co? - Ona tylko od kiwała twierdząco. - Ehhh... I co ja mam z tobą zrobić? - Psytul... - N-nani?! - Po plostu psutul. Wtedy zasnę. - odpowiedziała stanowczo. Iromi znalazł się w dość niezręcznej sytuacji. Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy. Że jak? Że niby ja mam ją przytulić? Dziewczynce powoli zaczął się zmieniać wyraz twarzy. Ze stanowczego przerodził się w błagalny. Rozszerzyła swoje duże zielone oczka i wystawiła wargulkę. Przypominała małego, słodkiego szczeniaczka. Ooo... Jaka ona jak kawaii. Nie da się odmówić takiej buziuni! Aż się prosi o porządnego przytulaska! Chłopak uśmiechnął się do niej ciepło. Ona jednak tego nie zauważyła, bo spuściła głowę udając, że płacze. Nastolatek powoli ułożył się na lewym boku przy dziecku. - Chodź. - rzekł spokojnie odchylając rękę. Hanami podniosła się i z radością wtuliła w chłopaka. Tak mocno ścisnęła go w pasie, że nawet nie miał się jak ruszyć. Jednak było to dla niego dość miłe. Pierwszy raz od dłuższego czasu mógł się z kimś poprzytulać. Nawet jeśli było to małe dziecko o imieniu Hanami. Odwzajemnił czynność dziewczynki czule obejmując ją ręką. Ona tylko lekko się uśmiechnęła i od razu zasnęła. Po chwili Rankuzami również zasnął. Teraz oboje chrapali na przemian. - Ile można usypiać dziecko?! - dziwiła się Kanuro. - Co on tam tak długo ro...! …?! - i zrobiła swoją szyderczą minę. - Nie. Na pewno nie. Nawet o tym nie myśli. - Żartowałam! Aahh! Samej mi się chce spać! Chyba idę uderzyć w kimono. - Dobranoc. - wtrąciła Okami. - Taa, dobranoc. - powiedziała niebiesko-włosa i powoli wgramoliła się do namiotu. Tanaka jednak nie mogła zasnąć. Nie chciała zasnąć. Bała się, że znów będzie miała coś z poprzedniej nocy. Chciała teraz siedzieć tak przez wieczność. Tej nocy niebo było bezchmurne. Gwiazdy świeciły jaśniej niż kiedykolwiek. Ciała niebieskie odbijały się w smutnych oczach Tanaki. Chciała aby to co straciła nigdy nie przepadło. Nie była jedyna. Cała trójka oddała by wszystko aby móc wrócić do domu w którym wiedli spokojne życie. Każde z nich pragnęło czegoś najbardziej. Mianowicie , Lloyd chciał w końcu zasiąść na fotelu lidera, Ami chciała znów namalować na straganie pana Ryujinki wielką twarz z wystawionym językiem a Okami... Ona chciała po prostu wrócić. Do wszystkiego. Do trosk, zmartwień, zabaw, pomagania sobie nawzajem, pojedynczych sprzeczek, wspólnych treningów. Mimo tego, że straciła to wszystko zaledwie 4h temu, już się za tym stęskniła. Nie mogła spać przez jeszcze jedną istotną rzecz. Co to w ogóle była za moc? Pierwszy raz w życiu się z tym spotkałam. W tym momencie podniosła rękę z której wydobyły się niebieskie promienie. Nie wyglądała zbyt podejrzanie. Wręcz jeszcze lepiej niż lewa. Tak jakby się zregenerowała . Jednak coś przykuło jej uwagę . Na ręce z której wytrysnęła ta tajemnicza moc , paznokcie były wydłużone i promieniowały na niebiesko. Był to widocznie efekt uboczny używania błękitnego ognia. Postanowiła przełożyć rozmowę o tym na jutro. W końcu zrobiła się senna. Jednak coś podkusiło ją aby zajrzeć do namiotu przyjaciela. Gdy odsłoniła kawałek materiał, jej oczom ukazał się słodki widok. Przy śpiącej dziewczynce leżał brązowowłosy obejmujący ją ręką. Uśmiechnęła się pod nosem. Już miała zamiar wyjść gdy coś ją zatrzymało. Była to noga szatynki zahaczająca o kończynę Tanaki. Nastolatka najpierw się przestraszyła jednak później się uspokoiła. - Okami – chan, zostań. - A-ale nie już miejsca. Pójdę spać do Ami – chan, dobrze? Rano się zobaczymy. - wyszeptała z uśmiechem. - Nie. - Co,,nie”? - Nie idziesz spać do Ami tylko śpisz tutaj. - Ale... - Kładź się! - krzyknęła szeptem dziewczynka. Jej mina była przerażająca. Człowieka o słabych nerwach potrafiłaby nawet zabić. - Hai! - odpowiedziała przerażona szaro-włosa. Jednak to przerażenie było zwykłą grą aktorską. Nie chciała zrobić zielonookiej przykrości. Ułożyła się cicho obok towarzyszy. Przez chwilę przyglądała się dziewczynce, która z uśmiechem odpływała do krainy snów. Jednak zaraz po tym przeniosła wzrok na brązowowłosego. I wtedy w jej oczach pojawiła się iskra. Chłopak spał oparty o lewą rękę, a prawą miał wyprostowaną, ponieważ spała na niej Hanami. Jego wargi były lekko rozchylone po to aby mógł oddychać. Chłopak wiecznie miał katar ( tak jak ja xD dop.aut.). I to było powodem cichego pochrapywania. Najwięcej hałasu robiło dziecko. Wydawało z siebie odgłosy traktoru, który nie może odpalić. Niebieskooka uśmiechnęła się lekko jednak znów wróciła wzrokiem na kolegę. Jeszcze przez chwilę badała oczami jego dobrze zbudowane ciało. Po tym jej powieki same zaczęły się zapadać. Była wykończona wszystkimi wydarzeniami z dzisiejszej nocy. W końcu zasnęła. W pewnej chwili Hanami się obudziła. Było jej nie wygodnie i ciasno ze względu na to, że dwójka nastolatków coraz bardziej się do niej zbliżała. Popatrzyła na nich najpierw normalnie. Po chwili kąciki jej ust powędrowały do góry i przerodziły się w złośliwy uśmieszek jaki w zwyczajach mieli szalenia naukowcy. Niczym kot wygramoliła się z posłania i bezszelestnie przemknęła do namiotu Ami. Cichutko odchyliła materiał zasłaniający środek pomieszczenia. - Ami – senpai? - Hm? - burknęła Kanuro. Była tak rozespana, że nawet nie wiedziała co mówi. - M – mogę z tobą spać? Bo Lloyd – senpai chrapie – powiedziała dalej się szyderczo uśmiechając czego niebiesko-włosa nie dostrzegła. - Yhym... - odburknęła twierdząco. Mała szybciutko wgramoliła się pod koc i wtuliła się między piersi nastolatki. Ta nawet nie zwróciła na to uwagi. Od razu po odpowiedzeniu na pytanie zasnęła i nie wiedziała co się wokół niej dzieje. I obie spały w jednym namiocie. Całkiem inaczej niż było planowane. Noc minęła dla całej czwórki bardzo szybko. Wręcz za szybko. Każde z nich było nie wyspane. Pierwsza obudziła Kanuro. Spała ze wszystkich najdłużej. Wychodząc z namiotu od razu zraziły ją ostre promienie słońca. Tego dnia było wyjątkowo ciepło. Zaraz po niej z szałasu wyszła dziewczynka. Otarła oczka i zapytała : - Która godzina? - 12.00 - Oooo! Pielwsy laz w zyciu tak długo śpałam! - po tym jej twarz przybrała podejrzany wyraz. Ami podniosła jedną brew i przechyliła głowę ze zdziwienia. Dziewczynka pognała w stronę namiotu towarzyszy. Odsłoniła ,,drzwi”. Na jej rumianą buzię wskoczył uśmiech od ucha do ucha. Nie była to raczej dziwna reakcja na takie zjawisko. Szatynka pokazała do niebiesko-włosej aby podeszła. Tak zrobiła. Gdy zajrzała do środka na jej twarz wpłynął ten sam uśmiech. Obie przedstawicielki płci żeńskiej obserwowały jeszcze przez moment ten słodki widok jednak szaro-włosa zaczęła się wiercić. Te przestraszyły się i migiem odskoczyły od pomieszczenia. Z czego właściwie się tak cieszyły? A mianowicie : Lloyd spał w tej samej pozycji gdy w namiocie była jeszcze Hanami. Na jego ramieniu nie spał kto inny jak Tanaka. Było to dość urocze. Nagle Okami zaczęła się budzić. Pod głową poczuła coś twardego i wąskiego. Podniosła się z zamkniętymi oczami jak to miała w zwyczaju. Gdy je otworzyła spaliła totalnego buraka. Zaczęła się z tej sytuacji tak głośno śmiać, że aż zbudziła przyjaciela. Ten przeciągnął się niczym kot i zobaczył głupawkę szarowłosej. - Czy Ami znów dosypała ci czegoś do picia?...! Chwila! Co ty robisz ze mną w namiocie?! Cholera jasna nie mów że..?! Kurwa Okamicchi! Gomen'nasai! To nie moja wina! Tak działa natura każdego face -! - BAKA! - krzyknęła i na dobry początek dnia rzuciła w niego metalowym bidonem. - NIE MIEJ JUŻ TAKICH SKOJARZEŃ JAK AMI, TY ZBOKU! - Czyli nie ten? - NIE! - To co ty tu robisz?! - A bo ja ci wiem?! Ta mała lisica mnie tu zatrzymała! Nie moja wina, że z niej taka przebiegła małpka! - rzekła ze śmiechem. - Hmm... - Co? - Powiem ci szczerze, że jesteś całkiem wygodny. - powiedziała i poklepała go po torsie. - HE?! - w tym momencie spalił buraka. - Ha ha ha! Jaka ja jestem miła! Ahhh... Dobra! Ruszmy te tyłki! Czas trochę powędrować! - powiedziała wesoło i wyciągnęła chłopaka za sobą z namiotu. - Witajcie, nowożeńcy. Jak minęła wasza noc poślubna? - zapytała Kanuro pakując shurikeny i bidony do plecaka. - Zamknij się ! - krzyknęli towarzysze z namiotu. - Żartowałam! To co rodzinka? Idziemy podbić świat! - wykrzyknęła triumfalnie Ami. - Hai! - krzyknęli wszyscy równocześnie. Nastolatkowie zarzucili na siebie długie, czarne płaszcze z dużym kapturem aby nie można było rozpoznać ich tożsamości. Dziewczynka schowała się pod płaszczem na plecach Rankuzami'ego. W końcu wyruszyli. Skakali po drzewach przez las podziwiając piękno przyrody. Promienie słońca ledwo docierały do lasu więc było tam dość chłodno i przyjemnie. Gdy przemierzyli porośniętą równinę wybiegli na otwartą przestrzeń. Znajdowała się tam dość duża wioska. Nigdy o niej nie słyszeli. Ale to nie przeszkodziło im w wtargnięciu na jej teren. Przemierzali spacerkiem zatłoczone ulice miejscowości. Było to najbardziej głośne i ruchliwe miejsce jakie do tej pory widzieli. Sprzedawcy krzyczeli do siebie nawzajem , dzieci biegały pomiędzy nogami dorosłych uciekając przed rozzłoszczonym nauczycielem. W końcu uwagę wędrowców zwróciła duża knajpa. Postanowili wejść do niej i posilić się przed dalszą podróżą. Zajęli miejsce w ciemnym słabo widocznym kącie. Dziewczynka zgramoliła się z pleców chłopaka i zaczęła marudzić na temat jedzenia i picia. Kanuro nie mogła znieść gadaniny dziewczynki. - No to do jasnej cholery! Czego ty dziecko chcesz?! - krzyknęła ze złością waląc pięściami w stół. - Emmm... Chcem.... Malinowego lizaka i frytki! - rzekła radośnie szatynka. Niebiesko-włosa zrobiła tylko pokerową minę i wstała. Zaczęła kierować się coraz szybciej w stronę kasy. Jej towarzysze tylko popatrzyli na siebie ze zdziwieniem. Zielonooka podeszła do blatu i ponownie uderzyła pięściami w mebel. - Poproszę malinowego lizaka i frytki. - Lizaka?! Ha ha ha ha ha!!! Frytki mogę jeszcze załatwić, ale lizak! Polizać to ty sobie możesz mo - w tym momencie złapała za kołnierz sprzedawcę, podniosła go i popatrzyła z mordem w oczach. - Słuchaj mnie ty spasiony zboku! Tam czeka na mnie wybredny bachor! Jak nie dasz mi teraz tego lizaka to rozgniotę twoją czaszkę o ten blat! Jasne?! - w tym momencie Okami poderwała się z siedzenia i próbowała odciągnąć koleżankę. Jednak na darmo. Ami wyrywała się i o mało co nie zabiła kopnięciem mężczyzny za ladą. - Pani! Pani coś z nią zrobi! Niech ją pani zaszczepi na wściekliznę! - Coś ty powiedział?! - A to że jeśli się nie uspokoisz to wezwę ochronę! - odwarknął sprzedawca. Nastolatka wpadła w jeszcze większyszał. Lloyd podziwiał całą sytuację zza stolika siedząc obok dziewczynki. - Ehh... Myślisz że powinienem tam pójść? - zapytał szatynki. Ta tylko się uśmiechnęła i pokiwała twierdząco głową. Chłopak ponownie westchnął i zaczął zmierzać w stronę zamieszania. - Ami! Ogarnij się, bo ten grubas cię wsadzi do ciupy! - Najpierw niech mi da tego pie******ego lizaka! - No dobra. Wystarczy już tego dobrego. - wtrącił Rankuzami. Złapał Kanuro w pasie i przerzucił ją przez ramię. Dziewczyna zaczęła bić go i kopać. Ten jednak nie wzruszony zapytał : - Czy mógłby pan mi podać te frytki? - Dobrze. - rzekł i pokierował się w stronę kuchni puszysty. - Wariatka. - dorzucił pod nosem. - Już po szalałaś? - zapytała z wrednym uśmiechem Tanaka. Buntowniczka tylko parsknęła i strzeliła focha. - Rozumiem. Foch z przytupem na 5 minut? - Tak. - Oke. Jakoś wytrzymam bez twojego krzykliwego głosu. - NO DOBRA, DOBRA! NIE FOCHAM SIĘ! - No i widzisz jak ja cię dobrze znam! - rzekła szaro-włosa. Zielonooka w odpowiedzi wystawiła jej język. - Ej, Lloyd! Postawisz mnie już?! - Nie. - A no to ok … Czekaj! Dlaczego niby nie?! - Nie postawię cię w obawie, że zabijesz sprzedawce swoim słynnym kopniakiem z pół obrotu. I wtedy pójdę siedzieć razem z tobą za pomoc w zabójstwie. - WCALE NIE! JUŻ JESTEM OPANOWANA! A TERAZ MNIE PUŚĆ TY DURNY DEBILU!!! - krzyczała rzucając się na wszystkie strony. - Właśnie widzę. - W końcu do młodzieży podszedł właściciel lokalu i podał brązowowłosemu frytki. - Arigato gozaimashita. - odpowiedział chłopak. Teraz niósł dwie rzeczy : frytki i rozwścieczoną Ami. W końcu postawił dziewczynę na ziemię i podał dziecku posiłek. Mała ucieszyła się i oblizała. - Itadakimasu! - krzyknęła i zaczęła pałaszować. Wciągnęła całą porcję niczym kombajn w mgnieniu oka. - Tylko błagam, niech nie skapnie się, że brakuje – szepnęła Okami do Rankuzamiego. - Gdzie mój lizaczek? - NO i masz ci los! - Emmm... No ten... Bo lizaki się już skończyły. - odpowiedział brązowooki. - Ale... ale... ALE JAK TO?! - w tym momencie jej oczy momentalnie się zaszkliły. Coraz więcej łez zaczęło napływać jej do oczu. Młodzi przestraszyli się tego co za moment może się stać. Tanaka szybko wstała z krzesła i wskoczyła na stół. - WSZYSCY ZATKAĆ USZY JE ŚLI WAM ŻYCIE MIŁE! - po czym sama wykonała czynność o której powiedziała. Cała ludność w lokalu tak zrobiła. I słusznie. Dziewczynka wpadała w ogromną rozpacz. Jej krzyk żalu porozbijał kilka szklanek oraz przyprawił o ból głowy wiele osób. Gdy pierwsza fala dźwiękowa ustała Lloyd od razu przytulił dziewczynkę i zaczął gładzić ją po jej drobnej główce. Ta momentalnie się uspokoiła i wtuliła w chłopaka. Wszystkie panienki które znajdowały się w owym lokalu gastronomicznym podleciały do brązowowłosego, taranując przy tym jego towarzyszki. Rankuzami siedział na krześle przygniatany przez krągłe kształty adoratorek. Niebieskooka i zielonooka śmiały się z całej sytuacji w niebo głosy. Młody popatrzył na nie z pogardą. One jakby nigdy nic zaczęły rozglądać się to po kątach, to spojrzały na ludzi, a Okami podziwiała sufit. W dodatku gwizdały. - Ładny sufit. - rzekła sztucznie niebieskooka. - Nom. - przyznała jej rację zielonooka. Dziewczęta z baru przepychały się aby władować się brązowowłosemu na kolana. Dla innych facetów raj, a dla niego męki i brak tlenu. - Ohhh! Jakiś ty wrażliwy! - Jesteś taki cudowny! - Masz takie podejście do dzieci! - Zostań moim mężem! - krzyczały po kolei nadal wpychając się na jego nogi. Większość mężczyzn już dawno dostałaby silnego krwotoku z nosa widząc tak dużo obfitych piersi wokół siebie. Ale on siedział sobie tylko na tym krześle z obojętnym wyrazem twarzy. Z racji tego, że obok niego siedziała Hanami, przestraszył się że adoratorki ją zgniotą. Ona jednak miała w zanadrzu swój donośny głosik. Jak ryknęła to wszystkie dziewczyny przestraszyły się i migiem odbiegły od chłopaka. Dziecko przytuliło się do niego i syknęło niczym Golum : - Mój skarb! - cała trójka przyjaciół wybuchła na jej słowa śmiechem. - Arigato , Hanami – chan. Uratowałaś mnie przed uduszeniem się wśród ogromnych cyców! - rzekł i głupkowato się uśmiechnął. Ona zarumieniła się i odwzajemniła tą czynność. Nagle do baru weszła, a raczej wbiegła, krótkowłosa kobieta. Za nią podążał wysoki brunet przed 30. przedstawicielka płci żeńskiej zauważyła Hanami. Niczym gepard podbiegła do niej i złapała ją za ramiona. - Hanami?! O mój boże drogi, Hanami! Tak się o ciebie bałam! - powiedziała i rozpłakała się przytulając do siebie dziecko. Iromi, Ami i Okami bardzo się zdziwili. Kobieta w niczym nie przypominała szatynki więc na pewno nie była jej mamą. - Pseplasam, ale kim pani jest? - Nie pamiętasz mnie już? To ja, ciocia Arame. Byłam na twoich 2 urodzinkach. - Ciocia Arame... - dziewczynka zamyśliła się jednak po chwili wyjechała głośno z pytaniem : - CIOCIA ARAME?! TO TY NIE JESTEŚ ZA GRANICĄ?! - Kto ci takich głupstw nagadał?! Przecież mieszkam w tej wiosce odkąd pamiętam i nigdzie nie wyjeżdżałam! - Oto – san mi tak mówił. - Ehh... Mój braciszek jest wredniejszy niż myślałam... Hanami, co ty tutaj właściwie robisz? Sama tutaj przyszłaś? - zapytała kobieta. Potem przeniosła wzrok na Lloyda. - Kim pan jest i dlaczego zaczepia pan moją bratanicę?! - popatrzyła na niego z pogardą - Ja- - Ciociu to jest Lloyd – senpai, a tam stoją Ami – senpai i Okami – chan. - Dlaczego jestem ,,chan”?! To nie fer! - burzyła się Tanaka. Cała trójka się zaśmiała. Dziewczynka zapoznała ze sobą swoich wybawicieli oraz krewnych. Nastolatkowie wiedzieli co to oznacza. Ich mała przyjaciółka będzie musiała zostać wraz ze swoją rodziną. Ale nawet dla niej będzie lepiej. Gdyby musiała wyruszyć z nimi w podróż było by to obciążenie zarówno dla nich i niej. Jednak nie byli zbyt zadowoleni z tego faktu. Bardzo mocno się z nią zaprzyjaźnili. Była dla nich niczym młodsza, kapryśna a za razem urocza, siostrzyczka. Postanowili opuścić knajpę i odprowadzić dziewczynkę do jej nowego domu. Przez całą drogę nikt nie wypowiedział ani słowa. Wszyscy czuli się niezręcznie. Gdy dotarli na miejsce, gospodarze wręczyli im jeszcze trochę prowiantu i kilka delikatesów. - Okami – chan... Czy odwiedzicie mnie jeszcze? - zapytała ze smutkiem dziewczynka. - To pytanie jest głupie! Oczywiście, że tak! W końcu jesteś naszą przyjaciółką! - odpowiedziała z uśmiechem. Jednak nie była do końca pewna swoich słów. Było małe prawdopodobieństwo czy jeszcze się spotkają. Szatynka oderwała się od niebieskookiej i popatrzyła na Iromiego. Bez żadnego słowa rzuciła mu się na szyję. Tylko to chciała mu przekazać. Było to coś w rodzaju podziękowania za ocalenie jej życia. Gdyby nie rzucił się wtedy w płomienie z pewnością nie było by tutaj jej. Po policzku chłopaka spłynęła łza. Mała zobaczyła to i delikatnie ją otarła. Po tym posłała mu uśmiech od ucha do ucha. Następną osobą, którą obdarzyła uściskiem była Kanuro. - Dziękuję, że przygarnęłaś mnie tamtej nocy do namiotu, Ami – senpai. - Nie ma sprawy młoda! Nie miałabym serca cię nie przyjąć! … Ehhh, no dobra. Skoro już się żegnamy to przybij żółwika! - rzekła radośnie zielonooka. Dziewczynka bez wachania wykonała dany gest z uśmiechem. W końcu nadeszła chwila, w której, prawdopodobnie , opuszczą to miejsce na zawsze. Świeżo upieczona rodzina zaczęła machać do nastolatków oddalających się w głąb ogromnego lasu. Lloyd szedł jako ostatni. Nie mógł się powstrzymać. Ostatni raz odwrócił się i uśmiechnął do szatynki. Później zniknął pomiędzy drzewami taigi. Drużyna z Takigakure w ciszy przemierzała porośniętą równinę. Nagle znaleźli się na ternie bez jakiejkolwiek roślinności. Wokół znajdowały się wyłącznie skały o brązowo-rudej barwie. Zaczęli powolnym krokiem przemierzać drogę ich podróży. Naglę Okami poczuła ból w klatce piersiowej. Jakby ktoś w niej siedział i od wewnątrz dźgał ją nożem. Przyjaciele zatrzymali się na chwilę. - Okamicchi? Co jest? - zapytała niespokojnie Kanuro. - Cholernie boli mnie tutaj. - powiedziała i wskazała miejsce pomiędzy jej dużym biustem. - Kuso.... - Nienawidzę go... Zabij go... Zabij... - słyszała w swojej głowie szarowłosa. Była przerażona. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie słyszała. Na jej twarzy malował się widoczny niepokój. Towarzysze dziewczyny również nie była zadowolona z takiego wydarzenia. Wtem z lasu wyleciało kilka kunai z wybuchowymi notkami. Cała trójka szybko zareagowała i odskoczyła. Sekundę po tym usłyszeli donośny krzyki i wyczuli dużą ilość chakry. - RASENGAN! ~ No nareszcie skończyłam! Męczyłam i męczyłam i wymęczyłam! Miałam w tym tygodniu dużo spraw na głowie i w dodatku jestem chora i nie mogłam się z niego zabrać. ^ ^” No ale cóż. Jak to mówią na *DA : Hope you like it! ( Mam nadzieję że się podoba!) Komentarze i rady mile widziane! :-) * DA – deviantArt .com Sayonara! Okamicchi.
P.S CHOLERNIE PRZEPRASZAM ZA TEN BŁĄD W FORMATOWANIU! NIE WIEM DO 
CHOLERY CO SIĘ Z NIM STAŁO! >-<

1 komentarz:

  1. To było wspaniałe! Dopiero drugi rozdział, a ja już uwielbiam Lloyda. Scena w namiocie - kocham! Wiedziałam, że to właśnie ich sparingujesz. Świetne! Jednak im dłużej czytałam o Hanami, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że dla matki takiego dziecka (wróć, bachora) śmierć musiała być ulgą. Ciocia Ami, też super. Też ją uwielbiam. No widzisz, martwiłaś się ostatnio, że zbyt ponuro, a tu tyle śmiechu, że brzuch boli. Najbardziej mnie rozbawiło: "zostań moim mężem". Wara! On już ma "żonkę". Życzę dużo weny i żeby nastepny wyszedł tak dobrze jak ten, jeśli nie lepiej. I oczywiście zapraszam do siebie. Link zostawię w spamie. Ostatnio u mnie słabo z frekwencją, więc przyda się nowy czytelnik. Pa!

    OdpowiedzUsuń